Header Ads

Relacja - Czwarta Dycha do Maratonu - Nowa Życiówka!

 
fot. maraton.lublin.eu
Czwartą "Dychę do Maratonu" kończę z nowym rekordem życiowym i to jakim! Czas oficjalny 00:49:10! Coś co jeszcze tydzień temu wydawało mi się za szaleństwo i marzyło mi się, że z czas poniżej 50min na 10km uda mi się złamać może w tym roku, udaje mi się tydzień po dobrym starcie w zawodach w Lubelskim Wąwozie! Ale od początku.

Ostatnia już dycha z cyklu miała tą samą trasę co pierwszy bieg wrześniowy. Trasa znana i lubiana prze mnie i chyba innych biegaczy. Trasa raczej plaska z dwoma podbiegami na dwóch ostatnich kilometrach. Idealna do bicia swoich rekordów.

Nad zalewem byłem chwilę po 10tej. Do startu godzina i prawie godzina rozmyślania co ostatecznie na siebie nałożyć. Można powiedzieć, że pogoda jeżeli chodzi o temperaturę była wręcz idealna na biegania. Na termometrze coś lekko ponad 10 stopni, jednak wiedziałem, że nad zalewem bywa czasami bardzo wietrznie i nieprzyjemnie. Decyduję się na krótkie spodenki, bluzkę termiczną i na to t-shirt.

Mimo kilku imprez większych w Polsce typu Orlen Maraton czy Maraton Łódzki na starcie stawiło się prawie 700osób. Co po raz kolejny pokazuję jak duża jest chęć i zapotrzebowanie na takie imprezy w Lublinie i na całej Lubelszczyźnie! Pokochaliśmy bieganie i dobrze! :)

Rozgrzewka, przypięcie numeru startowego oraz chipa i idziemy na start.Do momentu startu nie myślałem jaki uda mi się czas uzyskać chociaż oczywiście zakładałem, że uda mi się z poprzedniej życiówki (00:54:15) urwać kilka sekund.

11:00 i startujemy, Pierwszy kilometr i jak to zawsze na zawodach... trochę ciasno. Jednych trzeba wyprzedzać inni wyprzedzają ciebie. Standard. Około 2km już stawka się rozciągnęła i już z daleka było słychać głośny doping wolontariuszki i blogerki Moniki. Miałaś rację dla niektórych to był początek horroru :D. Ale horroru z happy endem. :)

Kolejne kilometry mijają a mi biegnie się bardzo dobrze. Równy oddech, równy krok chociaż wyraźnie czułem, że tempo trochę gorsze. Lekki kryzys miałem na nazwijmy to nawrocie i w biegnieciu na scieżkę rowerową. Mineła mnie spora grupa biegaczy i zastawnaiwałem się czym to jest spowodowane czy ja aż tak bardzo osłabłem czy oni tak bardzo przyśpieszyli, nie dałem rady utrzymać pogoni za nimi i nie utrzymałem ich tempa. Po 5km wypatrywałem tylko punktu z wodą aby wziąć chociaż małego łyka bo z każdym metrem pragnienie było coraz większe. W końcu jest i ten punkt z wodą. Sądziłem, że będzie bliżej a był dopiero na 6,5km chyba. Szybkie nawodnienie i lecimy dalej. I znowu w głowie tysiące myśli... "jakie mam k%#wa tempo!" Niby mam telefon z Endomondo, ale zanim wyjmę ten telefon z pokrowca, zanim go odblokuje, zanim dojrzę co tam za głupoty Endo pokazuję albo nie daj boże jeszcze się przewrócę potykając o coś biegnę dalej. Już lekko pogodzony, że jeżeli tak dużo ludzi mnie wyprzedza musiałem strasznie zwolnić i pewnie nawet nici z nowej życiówki. Po 8km zaczyna się pierwszy podbieg, wchodzi bardzo łatwo więc staram się lekko przyspieszać ale mówię do siebie "spokojnie, spokojnie przyspieszysz bardziej po drugim podbiegu już na ostatniej prostej".

Jest i ten ostatni podbieg który niszczy mnie za każdym razem czy to na zawodach w tym miejscu czy na zwykłym bieganiu treningowym. Wczoraj było podobnie wbiegam już ostatkiem sił i na wypłaszczeniu nogi mam jak z waty ale próbuję przyspieszać bo już widzę i słyszę metę. Ostatnie 60m i zza zakrętu widzę tablice z czasem a tam czas 00:49:15! Gdy to zobaczyłem nie mogłem uwierzyć w co widzę! Dostałem takiego powera, że zapomniałem o wszystkim bólach w nogach o tym, że już płuca nie wyrabiają i cisnę na maksa do mety!

Nie wierzę w to co się stało jeszcze nie dociera to do mnie, że coś co mi się wydawało nie do wykonania, jednak się udaję. Przecież wydawało mi się, że bardzo osłabłem. Nie sądziłem, że udaje mi się utrzymać tempo poniżej 5min/km. Kosmos! Dostaję medal, izotonik zdejmuję chip'a i czuję jak łzy szczęścia cisną się do oczu, ale szybko się ogarniam i wracam do żywych.

Zaraz po mnie na metę wbiega znajoma para również z nowymi życiówkami, gratulujemy sobie wyników. Kilka metrów dalej kolejna znajoma osoba również nową życiówka. A ja dalej nie mogę uwierzyć, że to na serio się udało! Zaczynam szukać mojej Agaty która po raz kolejny robiła za fotoreportera oraz wypatrywać mojej siostry która również biegła i debiutowała na tym dystansie. Po chwili dostaje telefon, że Lena też już dobiegła i szybko lecę do Agaty i Leny które na mnie czekają. Siostra super czas 00:53:01 no i oczywiście nowa życiówka. Idziemy dalej szukać Agaty szwagra, a on również z nową życiówką! Same rekordy nad zalewem!

Ale oczywiście mój dla mnie najważniejszy. 00:49:10 netto, brutto 00:49:27! Utrzymałem tempo poniżej 5min/km, a czułem jakbym biegł po jakieś 30sek wolniej. Regularne bieganie daje niesamowity progres! Piękne zakończenie cyklu Czterech Dych do Maratonu i cztery medale w komplecie :).



1 komentarz:

  1. gratulacje, wielu biegaczy zrobiło życiówki, pogoda idealna :)

    OdpowiedzUsuń

Obsługiwane przez usługę Blogger.