Header Ads

Relacja Pierwsza Dycha do Maratonu czyli... 46 min 48 sek!!!

W zeszła niedzielę odbyła się kolejna lubelska dycha do maratonu i była rekordowa chyba nie tylko dla mnie. Na liście z wynikami było ponad 900 osób co jest chyba rekordem jeżeli chodzi o frekwencję na lubelskich biegach. Być może nie długo uda się przekroczyć liczbę 1000 osób.

Pakiet startowy miałem odebrany już wcześniej, a nim bez szału. Kilka ulotek, numerek i... makaron od firmy "Om nom nom" :D, który okazał się nawet smaczny.

Przed zawodami planowałem oczywiście biec tak aby pobić swoją życiówkę czyli 49min 10sek o ile nie będzie mi przeszkadzało biodro w dobrym biegu. Tuż przed startem spotkałem mojej Agaty szwagra i znajomego którzy stwierdzili, że biegną na lajcie na tempo 5:00min/km, więc pomyślałem biegnę z nimi a później odskoczę i będę wałczył o życiówkę.

Godzina 11:00 odliczanie i start! Na początku przez pierwszy kilometr było trochę ciasno bo jednak 900 osób na tamie nad zalewem to niezłe zagęszczenie biegaczy. No właśnie i mija pierwszy kilometr, zegarek mi wibruję i pika a na nim tempo 4:27min/km, myślę ładne mi tempo 5:00 :D. No ale dobrze się czuję, w ogóle nie czuję zmęczenia jest idealnie więc lecimy tak dalej. Na kolejnym kilometrze stawka biegaczy się już rozciągnęła i zrobiło się więcej miejsca. Do 3-4km biegliśmy nadal w trójkę ale tutaj już tempo nie było aż tak szybkie (oczywiście jak dla mnie), jednak kolega Grzesiek musiał odpuścić na chwilę przez kolkę, więc bieg kontynuowałem tylko ze szwagrem, do 5km kilometra do pomiaru czasu wszystko ok tylko strasznie zaschło mi w gardle i wypatrywałem tylko punktu z wodą. Na punkcie kilka małych łyków wody i biegniemy dalej. Już wtedy widziałem, że nowa życiówką będzie na bank tylko od ostatnich kilometrów zależało o ile ją poprawię.

Chociaż tempo spadło i było wolniejsze to lekki kryzys pojawił się na 7km i tutaj miałem przez chwilę myśl czy nie zatrzymać się na sekundę aby złapać lepszy oddech przed pierwszy podbiegiem na 8km. Jednak nie odpuściłem i duża tutaj zasługa Piotra który można powiedzieć był moim zającem na tym biegu i jakby nie on to odpuściłbym na chwilę. Obaj na podbiegu zwolniliśmy i podbieg został pokonany bez większego wysiłku. Tutaj już wiedziałem, że do końca już blisko i czuję moc, że mogę trochę przyspieszyć i tak robimy. 9km na którym też był jeszcze podbieg pokonany w tempie 4:31min/km. Ostatnie metry, ostatni zakręt gdzie oczywiście następuje mega przypływ sił, krzyczę do Piotra "Wyprzedzaj ich z lewej!" i wyprzedzamy kilka osób i wpadamy na metę z czasem 47min 07sek, i netto 46min 48sek. Czyli o ponad 2min lepiej niż poprzednio. Jaram się jak głupi. Cieszę się, że na 7km nie odpuściłem bo straciłbym nie potrzebnie kilka sekund. A tak jest nowy piękny czas z którego jestem dumny.

Lubelskiego biegi są fantastyczne, atmosfera panują jest świetna i już nie mogę się doczekać na kolejną listopadową dyszkę. Wcześniej bo już niedzielę Maraton Warszawski i mój debiut na tym dystansie, stresu nie ma a jest wielka ekscytacja tym tą imprezą i aby tak było do niedzieli. :)

1 komentarz:

  1. Makaron om nom nom? Paskudni właściciele firmy podsłuchali mnie podczas jedzenie i nie poprosili nawet o zgodę na wykorzystanie!
    A tak serio, to hej hej i trzymam kciuki za niedzielę!

    OdpowiedzUsuń

Obsługiwane przez usługę Blogger.